środa, 8 października 2008
kilka mięsięcy wstecz ;(((
< mama weszła do jej pokoju z obojętna miną... usiadła obok dziewczyny czytającej książkę... "na całe wakacje wyjeżdżasz do babci, bo my jedziemy do Norwegii żeby zarobić trochę pieniędzy..." w jej oczach nagle stanęły łzy... "Czy to znaczy, że przez tak długi czas musze się z nim rozstać? Dlaczego?!" krzyczała w myślach...spotykali się codzień aż do jej wyjazdu...dziewczyna nie mogła uwierzyć, że przez 2 miesiące będzie tak daleko od swojej największej miłości...była załamana...Chłopak był ideałem...obdarzał ją ciepłem, którwgo tak pragnęła i czuła, że nic nie może ich rozłączyć...w końcu nastał ten dzień...wyjechała...wyjechała tak daleko...zawsze gdy tylko mógł pisali smsy, wchodziła na gg kiedy tylko on był...co noc płakała do poduszki i myślała o nim nerwowo przyciskając jego bluzę do swojego serca...bo tylko tyle jej zostało po nim...któregoś wieczoru pokłócili się... w sumie to o nic istotnego...gdy rozmawiali w nocy przez telefon, on wyznał, że njalepiej byłoby gdyby się rozstali...ona rozpłakała się...gdy on mówił, że chce to skończyć ona czuła, jakby w jej pierś ktoś włożył rękę i mocno chwytając próbował wyrwać jej serce...czuje przeogromny ból...w jej głowie kłębiły się myśli..."czy on naprawde nie rozumnie, że nie potrafię bez niego zyc???"...płakała, krzyczała...nic na niego nie działało...poszła po nóż...tak...chciała się zabić...chciał to zrobić bo go kocha i nie widzi świata poza nim... pytała jeszcze raz...mówiłą, że się zabije...coraz mociej przyciskała nóż do ręki...czuła już ten ból...jednak chłopak uratował ją...nie zostawił...wszystko szło dobrze...od tego czasu nie kłócili się często... po kilku dniach, a może tygodniach On zachorował i znalazł się w szpitlu...dziewczyna myslala o nim...bardzo bała się o jego zdrowie...nie było chwili w ktorej by o tym nie myslala...nic dziwnego...On był ponad wszystko...za każdym razem od nowa uswiadamiała sobie że nie może, nie chce i nie potrafi bez niego żyć...coraz bardziej zaczela go denerwowac...on zamiast powiedziec jej o tym by zapobiec dalszym tragediom tłumił wszystko w sobie...pojechała na tydzien do drugiej babci i juz za kilka dni mięli sie zobaczyc...byla szczesliwa jak nigdy...lecz...pierwsze ich spotkanie bylo pełne zalu do niej...zalu poniewaz nie chcial jej wysluchac i zle ja zrozumial...znow sie rozplakala...znow sprawil jej przykrosc...porozmawiali o tym pozniej i chlopak obiecal ze to naprawi...przez kilka dni byl mily, slodki...dbal o nia jak na poczatku...czula sie kochana jak nigdy wczesniej...lecz po krotkim czasie znow zaczal dziwnie sie zachowywac...dziewczyna to zauwazyla i jak zawsze popelnila zawsze popelniany przez nia bład...powiedziala mu o tym...wtedy probował zostawic ja poraz drugi...nie rozumiala go w ogole...postanowila do niego na drugi dzien pojechac...w szkole caly czas plakala...nie miala zasiegu i nawet nie miala jak do niego napisac...pierwsze co zrobila po przyjezdzie autobusu to pobiegla na gore, usiadla, szlochajac wyjela z piornika cyrkiel i zadala sobie bol...troche ja to uspokoilo...z mokrymi sladami na policzkach wybiegla ze szkoly...pobiegla na przystanek by zobaczyc czy jest jakis autobus do rychtala...nie bylo:( zanoszac sie placzem udala sie do przyjaciolki...nie chciala powiedziec co sie stalo wiec przez jakis czas nic nie mowily...potem jednak nie wytrzymala i musiala sie wyzalic...postanowila pozyczyc od Djanki rower i od razu po meczacych lekcjach pojechala do niego...trwalo to dluzej niz zwykle bo jechala na okolo...na miejscu musiala czekac okolo godziny... gdy go zobaczyla z jej oczu znow pociekly lzy...jestem przy Tobie - szeptal, przytulal, ocieral lzy...uwierzyla mu naiwnie po raz kolejny...obiecal ze juz nie zostawi,ze bedzie inaczej...po kilku dniach znow cos sie popsulo...probowala z nim rozmawiac...coraz czesciej mowil ze nie wie czy ja kocha...ze to nie ma sensu...potem ze nie kocha...i znow...rozstalli sie...tym razem juz dziewczyna naprawde chciala popelnic samobojstwo...nie ma nic gorszego niz byc niekochanym przez najwazniejsza osobe...przyjechal...proponowal przyjazn...zabieral jej oste rzeczy z rak...potem znow przysiegal ze bedzie inaczej...ona glupia uwierzyla jak zwykle...juz na drugi dzien zerwal z nia...nic nie jadla, nie pila, nie spala...ciagle plakala...ciela sie...nie mogla tak dluzej zyc...oklamywala go ze juz nie kocha...ze moga zostac przyjaciolmi...a w glebi serca czula ze nie da rady...ze nie moze bez niego zyc tak naprawde...plakala caly czas...schudla tak ze miesci sie w spodnie w ktore nie miescila sie juz...chciala blagac by do niej wrocil...w koncu pomyslala co moga zrbic...na szczescie zgodzil sie...nie wie co by zrobila w innym wypadku...KOCHA GO NAPRAWDE...ponad wszystko, ponad zycie...mimo ze stara sie mu tego nie okazywac...;( czuje ze spotka ja to co juz dawno chciala zrobic...ze nie wytrzyma i zabije sie>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz